Prognozy od dawna huczały o nagłych wichurach i ulewach, dlatego tez pozwoliłam sobie na luksus zabrania ze sobą parasola. Na początku nic nie szło po mojej myśli - upatrzona ławka pozostawała zajęta przez otyłego mężczyznę w kraciastej koszuli, a wokół kręciło się podejrzanie wiele turystów. Niby mogłabym usadowic się na tej części ławki, której ów kraciasto-krągły człek nie zajmował...ale nie o to chodziło. Wtedy akurat potrzebowałam maksymalnego skupienia i maksimum przestrzeni do skomplikowanych manewrów. Sprawa nie była wcale łatwa. Na szczęście dobra widoczność i w mgnieniu oka opustoszała ulica zdawały się szeptać, ze tym razem się uda: Spokojnie namierzę swój cel, po czym nie zwracając niczyjej uwagi oddam decydujący strzał. Tym razem nie zawaham się ani sekundy...
ławka się zwalnia.
No cóż, nie mogło być inaczej - zaczyna kropić, ręka coraz nie-pewniej dzierży uchwyt czarnej jak smoła broni.
Kartki szeleszczą z każdym podmuchem wiatru, ale ja nie zamierzam poddać się tak rychle. Kontynuuje swa walkę - z samą sobą, deszczem i...
No cóż, w końcu na niebie znów pojawia się jasny sprzymierzeniec - ja jednak nie zamierzam opuścić czarnej kopuły mojej borni - jestem zbyt zajęta i przejęta, aby zauważyć te drobna zmianę aury.
Teraz już musi się udać:
<Przez cały czas mam go na muszce. Jego twarz należy teraz do mnie. Czerwona kropka celownika czyha pośrodku jego czoła jak błyszczący hinduski ornament>
Wszystkie moje mięśnie poddają się ostatniemu tańcowi drgnięć i spiec, aby wreszcie zastygnąć w decydującym ułamku sekundy.
Buuum!!!
Nagly huk rozlega sie zaraz obok mnie. Podskakuje z wrażenia na ławce, choć na ogól dość trudno mnie wystraszyć. Osłupiała rozglądam sie za źródłem eksplozji. Praktycznie od razu odnajduje sprawce:
sprawca:
wlosy blond, lśniące błękitne oczy, nieco powyżej 100 cm wzrostu, nie wiecej niz 5 lat.
broñ: bezwstydnie jaskraworozowy balonik napelniony helem.
Tzn. teraz juz nie...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz